30 stycznia 2016

"Zjawa" Michael Punke & "The Revenant" reż. Alejandro G. Iñárritu

„W roku 1823 trzydziestosześcioletni Hugh Glass zaciąga się do oddziału formowanego przez Kompanię Futrzarską Gór Skalistych, który wyrusza na niebezpieczną wyprawę przez dziewicze, niezbadane terytoria. Pewnego dnia zostaje straszliwie poturbowany przez niedźwiedzia grizzly i oddany pod opiekę dwóch ludzi z oddziału – Johna Fitzgeralda, bezwzględnego najemnika oraz młodego Jima Bridgera. Gdy do ich obozowiska zbliżają się Indianie, Fitzgerald i Bridger pozostawiają Glassa na pastwę losu. Co gorsza, zabierają rannemu broń i całe wyposażenie – wszystko to, co dawałoby mu jakąś szansę na samodzielne przeżycie. Opuszczony, bezbronny i wściekły, Glass składa samemu sobie obietnicę, że przetrwa. I że dokona zemsty.”


Trudno nie zauważyć, że wzmożone w ostatnim czasie zainteresowanie powieścią Michaela Punke wiąże się z premierą zagrodzonego Złotymi Globami filmu Alejandro G. Iñárritu o tym samym tytule. I ja sięgnęłam po tę historię ze względu na planowany seans – chciałam móc porównać literacki pierwowzór z filmową adaptacją. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że filmowa wersja historii Hugh Glassa jest tak inna od powieści, a jednocześnie jak doskonałą przeciwwagę dla siebie stanowią oba te obrazy! 

Nie czytuję takich książek. Zjawa była więc moim pierwszym spotkaniem z chłodną, pozbawioną romantyzmu i nadmiernego wzruszenia prozą, w której dominuje typowa dla czasów i miejsca rozgrywającej się akcji precyzja opisów oraz realizm i potworność sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater. Kontrastem dla mocnej, sugestywnej historii jest malowniczość i lekkość, z jaką Michael Punke rysuje przez oczami czytelnika obraz dzikich ostępów nieznanych terenów dawnej Ameryki Północnej. Czające się na każdym kroku niebezpieczeństwo i strach o bohatera, którego nie sposób nie polubić i któremu nie sposób nie współczuć sprawiają, że książkę można pochłonąć w jeden wieczór. Autor nie oszczędza naszych nerwów – starając się z dostępnych materiałów historycznych odtworzyć historię żyjącego na początku XIX wieku Hugh Glassa, kreuje pasjonującą opowieść drogi – drogi ku życiu, zemście i odkupieniu. Hugh Glass, pozostawiony – umierający i bez broni – przez swoich kompanów w środku dziczy, poprzysięga zemstę i nie spocznie, nim nie ujrzy na swoich dłoniach krwi zdrajców. Lecz czy to tylko historia o zemście? Niezupełnie. To także historia o harcie ducha. O odwadze. O walce wbrew wszystkiemu. O woli życia ponad wszystko inne. 

Michael Punke opowiada o przetrwaniu w dziczy w taki sposób, jakby był jednym z XIX-wiecznych traperów. Jego bardzo przekonująca narracja, nierzadko szokujące, krwawe i wzbudzające nieprzyjemne odczucie opisy walki, umierania, polowań i poszukiwania bezpieczeństwa w miejscu, gdzie nie można czuć się bezpiecznym nawet przez chwilę, zdają się składać na niezwykły, oryginalny poradnik survivalowy. Nie ukrywam, że byłam przerażona i zafascynowana światem, który pokazał mi w swojej książce. Może dlatego więc tak bardzo mnie zachwyciła – surowość tej historii, a przy tym jej prawdziwość pochłonęła mnie totalnie i nie wypuściła aż do ostatniej strony. Wiem, że ta lektura nie każdemu przypadnie do gustu. Z drugiej strony nigdy w życiu nie posądziłabym siebie o to, że zafascynuje mnie historia pokroju Zjawy. Mogę więc powieść Michaela Punke polecić osobom głodnym nowych wrażeń oraz tym, którzy poszukują mocnej, wciągającej historii. Podczas podróży u boku Hugh Glassa nie ma mowy o nudzie!

Original: The Revenant: A Novel of Revenge
Wydawca: Sonia Draga
Data wydania: 2014
Ilość stron: 476
Przeł. Przemysław Hejmej
Moja ocena: 5+/6


The Revenant – reż. Alejandro G. Iñárritu

źródło

Z obrazem Alejandro G. Iñárritu chciałam zapoznać się od chwili, gdy w sieci pojawił się pierwszy zwiastun filmu. I to nie tylko ze względu na Leonarda DiCaprio, który wcielił się w rolę legendarnego trapera. Coś w tym filmie powiedziało mi – wbrew wszystkiemu, co wiem o samej sobie i o swoim guście – że będzie to seans tak inny, że wręcz dla mnie zaskakujący. I był. W filmowej wersji Zjawy postawiono na pewien romantyzm – liryczny wydźwięk historii Glassa oraz powód, dla którego postanowił zemścić się na zdrajcach ze swojej grupy, jest nieco bardziej złożony od tego w książce. Filmowcy postawili na emocje, podczas gdy Punke w swojej historii skupił się na surowej, męskiej opowieści o przetrwaniu i zemście. Historia z filmu jest bardziej… uduchowiona. Iñárritu stawia na symbole, na uczucia. A jakież uczucie mogłoby być silniejsze od uczucia rodzica do swego dziecka? Zjawa według meksykańskiego reżysera to opowieść o poszukiwaniu ukojenia, o ogromnym bólu i stracie. Filmowa historia Glassa mimowolnie chwyta odbiorcę za serce i sprawia, że z niepokojem obserwujemy jego drogę ku sprawiedliwości, tak pełną niebezpieczeństw i bólu. A jednocześnie nasłuchujemy i obserwujemy. Bo historia – jak wspomniałam – pełna jest symboli. To historia człowieka, który każdym swoim oddechem zaprzecza temu, co wydawało się być tak nieuniknione. Ten oddech właśnie – tak doskonale zaakcentowany w zwiastunach, a później także w filmie – ma ogromne znaczenie. Leniwe, dla niektórych być może nudne kadry, chwile spokoju, jakby zmuszające nas do zadumy, także nie są przypadkowe. Można odnieść wrażenie, jakby Iñárritu chciał nam coś powiedzieć, ale nie robi tego, licząc na naszą refleksję. Podoba mi się to, że – jak na hollywoodzkie kino – w Zjawie nie dostajemy prostych odpowiedzi. Nikt nie wali nas po twarzy oczywistościami, nikt nie mówi nam, jak mamy myśleć i w którą stronę kierować wzrok. Być może dlatego wyszłam z kina tak zachwycona – ten seans mnie nie zmęczył, nie znudził, a wręcz pobudził każdą moją komórkę do odczuwania. I choć film jest tak diametralnie różny od książki, to jednak odnajduję w kinowym obrazie wiele bardzo luźnych odniesień i przekształceń wątków z powieści Punke. I uważam, że warto poznać książkę przed obejrzeniem filmu – choćby dla satysfakcji, że wiemy, jak „było naprawdę”.

źródło

Na koniec jeszcze dwie kwestie – filmowa kreacja Glassa i muzyka. W internetach aż roi się od memów i życzeń fanów, by Leonardo DiCaprio w końcu dostał Oscara. Czy za postać Hugh Glassa należy mu się takie wyróżnienie? Owszem. Wielu złośliwców powie, że Leonardo nie namęczył się przy swojej roli – nic bardziej mylnego. Choć w grze aktora próżno szukać hollywoodzkiego patosu i przesadnych wzruszeń, potrafił on doskonale wczuć się w rolę człowieka, któremu odebrano wszystko, człowieka, który żyje tylko dla zemsty. Może to kwestia mojej wrażliwości, nie wiem, lecz muszę przyznać, że tak bardzo współczułam bohaterowi, że nie widziałam już Leonarda – widziałam Glassa, człowieka, który naprawdę cierpi. DiCaprio dzięki wykreowanej przez siebie postaci potwierdził, że jest artystą zasługującym na ogromne wyróżnienie, bowiem umiał całym sobą wcielić się w bohatera Zjawy, a wręcz stać się nim. 

Oczywiście kilku panów także zasłużyło na wyróżnienie – Tom Hardy doskonale wczuł się w rolę sukinsyna, a Will Poulter – jak na swój młody wiek – naprawdę poruszył mnie swoją kreacją. Brawo! 

No i muzyka – tak sprytnie wpleciona w dźwięki natury, w bezkres dziczy, że momentami niezauważalna, a jednak tak inna od „typowych” ścieżek dźwiękowych. Nic w tym dziwnego – twórca OSTa, Ryūichi Sakamoto (ten sam, który skomponował ścieżkę do sławnych Wichrowych wzgórz z 1992 roku) to mistrz niejednoznaczności, tajemnicy ukrytej w dźwiękach i emocji, które potrafią uderzyć w odbiorcę w najmniej oczekiwanym momencie. Zamiłowanie do eksperymentów, muzyki elektronicznej i ambientu, widoczne w twórczości kompozytora, tutaj dają o sobie znać z niezwykłą mocą. Oj tak, muzyka do Zjawy to czysty majstersztyk!

Film dostaje ode mnie maksymalną ilość gwiazdek w serwisie Filmweb.pl
A Leonardo otrzymuje serduszko ;) 



PS Jestem bardzo ciekawa, czy wyjdzie reżyserska wersja filmu – kilka scen zostało usuniętych z kinowego hitu, a ja bardzo chciałabym je poznać ;) 

23 stycznia 2016

"Komedia świąteczna" Victoria Alexander

„Pierwsze miejsce na liście autorów najlepiej sprzedających się książek według New York Timesa.

Lady Camilla wie, jaki prezent chciałaby dostać na święta - oświadczyny przystojnego księcia. Wymarzony kandydat na męża chciałby zaś spędzić Boże Narodzenie w gronie tradycyjnej angielskiej rodziny. Camilla nie zamierza przedstawiać księciu swoich wyjątkowo dziwacznych krewnych i przyjaciół domu. Decyduje się wynająć aktorów, którzy perfekcyjnie odegrają role członków idealnej rodziny. Kiedy niespodziewanie pojawia się dawno niewidziany stary narzeczony, sytuacja wymyka się spod kontroli.”


Jestem zagorzałą fanką romansów historycznych – przeczytałam ich tak wiele, że trudno mi je wszystkie zliczyć. Kiedy więc usłyszałam o romansie, którego akcja rozgrywa się w czasie świąt Bożego Narodzenia, od razu wiedziałam, iż będzie to lektura dla mnie idealna. Nie myliłam się!

źródło
Pomysł głównej bohaterki, Camilli, wydaje się totalną głupotą. Młoda wdowa pragnie usidlić księcia z dalekiego, nieznanego państewka, lecz aby to osiągnąć, musi zorganizować dla niego tradycyjne, angielskie święta. W tym celu wynajmuje grupę aktorów, która ma wcielić się w role jej krewnych i służby. O całym przedsięwzięciu wie siostra bliźniaczka i jej mąż. Nie ukrywam, że na początku byłam naprawdę porażona głupotą i naiwnością Camilli, i nie mogłam się nadziwić, że autorka naprawdę chce oprzeć swoją historię na tak niedorzecznym pomyśle. Ale okazuje się, że nawet najbardziej dziwne historie mogą być ciekawe i wciągające. Zwłaszcza, gdy na horyzoncie pojawia się dawno niewidziany przystojniak, którego niegdyś coś łączyło z główną bohaterką. 

Grayson jest niesamowity! Ostatnio nieczęsto zdarza mi się zachwycać męskim bohaterem, ale tutaj muszę przyznać, że to naprawdę zabawna i intrygująca postać. Autorka pozwoliła sobie na stworzenie bohatera bardzo autentycznego, nie tylko zachwycającego, ale i posiadającego wady, jak każdy człowiek. Gray nie jest mężczyzną doskonałym, ma świadomość popełnionych błędów i chyba dlatego tak go polubiłam. Trudno było mi natomiast polubić Camillę, która momentami zachowywała się jak skończona idiotka. Autorka dobrze poradziła sobie także z kreacją innych bohaterów – każdy otrzymał indywidualne cechy charakteru, co znacznie ułatwiło mi wyobrażenie sobie każdego z nich. 

Victoria Alexander stworzyła bardzo zabawną historię w typie komedii omyłek Shakespeare’a. Każdy w tej opowieści ma ważną rolę do odegrania, a efekt ich aktorskich popisów potrafi wprawić w zdumienie. Od początku bowiem wiadomo, że nikt nie jest tym, za kogo się podaje. I choć wyjaśnienie tej historii oraz jej zakończenie mnie nie zaskoczyło (trudno tu bowiem o oryginalność), to jednak z uśmiechem na ustach śledziłam opowieść do ostatniej strony, chichrając się momentami jak podlotek. Ze względu na fakt, iż lektura nie niesie z sobą istotnych informacji na temat sposobów spędzania Bożego Narodzenia w XIX wieku, a świąteczną atmosferę czuć dopiero pod koniec historii, można tę książkę czytać nie tylko w grudniu. Żałuję jedynie, że język powieści nie był ani trochę stylizowany na dawny – w romansach historycznych jest to element co najmniej mile widziany. Niemniej bawiłam się przy tej lekturze wyśmienicie. Pani Alexander ma lekkie pióro, a jej powieść jest zabawna i na pewno spełnia swoje zadanie – pozwala na chwilę zapomnieć o całym świecie. Komedię świąteczną polecam wszystkim romantyczkom!

Original: What Happens at Christmas
Wydawca: Ole
Data wydania: 5.11.2014
Ilość stron: 488
Przeł.Anna Szczepańska
Moja ocena: 5/6

20 stycznia 2016

CYKL: Najpiękniejsze ścieżki dźwiękowe według Tirin, odcinek 4 – Najnowsze muzyczne odkrycia

To już czwarty odcinek mojego cyklu poświęconego muzyce filmowej, której od lat słucham wręcz nałogowo. Do tej pory opowiedziałam Wam o zeszłorocznych odkryciach muzycznych, o tragicznie zmarłym Hornerze oraz o tym, za co uwielbiam muzykę Hansa Zimmera. Bardzo mi miło, że moje poprzednie odcinki cyklu przypadły Wam do gustu i zechcieliście podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami na temat muzyki filmowej, niestety tak często traktowanej jedynie jako dodatek do kinowego dzieła. Ja w muzyce filmowej odnajduję wszystko to, czego nie są w stanie zobaczyć oczy – ogromne pokłady emocji i piękna, ukrytych znaczeń i niewypowiedzianych słów. W moim odczuciu muzyka nierzadko "robi film". Kiedy oglądam jakąś produkcję po raz pierwszy, wsłuchuję się przede wszystkim w muzykę – może to dziwne, ale często właśnie ścieżka dźwiękowa jest dla mnie punktem odniesienia przy ocenianiu filmu. Dziś więc opowiem Wam o moich najnowszych odkryciach muzycznych – o muzyce do naprawdę dobrych i wartych obejrzenia produkcji. A więc:

Only Lovers Left Alive
reż. Jim Jarmusch
kompozytor: Jozef van Wissem

Nie potrafię opisać słowami, co czułam po obejrzeniu tego filmu. Strasznie się go obawiałam, a tu taka niespodzianka... Majstersztyk! Wszystko w tej opowieści ma znaczenie, każdy kadr jest przemyślany, każdy gest, słowo, czy oddech aktorów wcielających się w główne role nie jest przypadkowy, lecz stanowi część historii niezwykłej miłości – historii z ogromnym przesłaniem. Jarmusch to geniusz! A muzyka autorstwa Jozefa van Wissema jest po prostu obłędna – totalna magia! Kto nie wydział filmu, szybko musi nadrobić zaległości – naprawdę warto! <3



Crimson Peak
reż.  Guillermo del Toro
kompozytor: Fernando Velázquez 

Kolejne filmowo-muzyczne odkrycie. Na nowym filmie Guillermo del Toro byłam w kinie i przyznaję, że jestem seansem w pełni usatysfakcjonowana. Crimson Peak nie jest horrorem, jak obiecywano, ale całkiem zgrabnym romansem gotyckim o niezwykłym, baśniowym klimacie. Kreacje bohaterów okazały się bardzo udane, scenografia i kostiumy boskie, a ta muzyka… czysta poezja! Autorem ścieżki dźwiękowej jest Fernando Velázquez – autor m.in. muzyki do filmu Niemożliwe, którą uwielbiam! Ach, cóż za wspaniały talent!



The Theory of Everything
reż. James Marsh
kompozytor: Jóhann Jóhannsson

Moje najnowsze odkrycie, totalna, absolutna miłość, mistrzostwo świata! Autorem muzyki do Teorii jest Jóhann Jóhannsson, który za tę ścieżkę otrzymał Złotego Globa! Serdecznie panu Jóhannssonowi gratuluję i przyznaję, że zasłużył nawet na muzycznego Oscara, bo tych nut nic nie przebije. Muzyka do Teorii wszystkiego rozkochała mnie w sobie obłędnie i trafiła na listę moich ulubieńców! Co za dźwięki, cóż za emocje! Mam łzy w oczach, kiedy słucham „A Game of Croquet”. Bardzo, BARDZO Wam polecam tę muzykę, a przede wszystkim ten niezwykły, wzruszający film! <3



I jak wrażenia? :)

18 stycznia 2016

"Podróżniczka" Diana Gabaldon

„Jest rok 1746. Szesnastego kwietnia armia króla Jerzego II rozgromiła wojska Karola Edwarda Stuarta w bitwie pod Culloden w Szkocji. Po walce Anglicy przeczesali pole bitwy, dobijając rannych. Większość tych, którzy przeżyli, stracono w Anglii, a tysiąc jeńców sprzedano jako niewolników do pracy na amerykańskich plantacjach bawełny.

Rok 1968. Claire, zagłębiając się w dokumenty z epoki i drżąc o Jamiego, usiłuje odgadnąć koleje jego losu. Czy „Czerwony Jamie” przeżył masakrę pod Culloden? Tak właśnie przypuszcza i powraca w wiek XVIII. Razem z Jamiem okrętują się na statek płynący z ładunkiem na Karaiby. Po niezwykle niebezpiecznej podróży morskiej, licznych przygodach i ucieczkach, docierają do brzegu nieznanego lądu. Okazuje się, że przybyli do Nowego Świata…”


Ach, cóż to była za przygoda! Niezwykła, zaskakująca i pełna emocji! Podróżniczka, trzecia odsłona serii Diany Gabaldon, okazała się być najlepszą z dotychczas przeczytanych przeze mnie części Obcej. Nie mogłam się oderwać od tej powieści, absolutnie mnie w sobie rozkochała! 

źródło
W Podróżniczce dzieje się bardzo dużo, wątki splatają się ze sobą tworząc wielobarwną, tętniącą życiem opowieść o wielkiej miłości, tęsknocie, walce z czasem, podróży w nieznane i próbie odnalezienia swojego miejsca na świecie. Akcja powieści na początku biegnie dwutorowo – z punktu widzenia głównej bohaterki, Claire oraz z punktu widzenia Jamesa Frasera. Co będzie później, tego Wam nie zdradzę, ale daję słowo – będzie się działo! Bohaterowie przeżywają niezwykłe przygody, zachwycając i wzruszając odbiorcę. Książka wciąga w sumie od pierwszych zdań i trzyma w napięciu do samego końca. Podróżniczka to ponad 950 stron wypełnionych szalonymi przygodami, emocjami i dobrym humorem. To spotkanie z postaciami, które wprowadzają czytelnika w cudowny nastrój, a przy tym wzbudzają coraz większą sympatię. Przyznaję, że przy Podróżniczce naprawdę polubiłam Claire i Jamesa oraz ich kompanów. Miałam wrażenie, jakbym czytała o dawno niewidzianych przyjaciołach, o ludziach z krwi i kości, którzy – tak jak każdy z nas – mają swoje słabości. Współczułam im i dopingowałam ze wszystkich sił. 

Podróżniczkę czyta się lekko i – jak na jej objętość – naprawdę szybko. Wciąż jednak uważam, że autorka mogła tę serię nieco okroić i stworzyć zgrabniejsze, około 400-stronicowe części. Momentami można odnieść wrażenie, że historia jest trochę przegadana. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść niesamowicie wciąga i nie pozwala nawet na chwilę odpoczynku. Podróżniczka to wspaniała kontynuacja, w moim odczuciu to jedna z lepszych książek tego gatunku. Aby jednak poznać tę historię, koniecznie trzeba sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy – Obcą i Uwięzioną w bursztynie. Szczerze polecam, naprawdę warto! Wspaniała przygoda u boku przystojnego Szkota gwarantowana! ;)

Original: Voyager
Wydawca: Świat Książki
Data wydania: 2010 / wznowienie: maj 2015
Ilość stron: 952
Przeł. Kotlicka Justyna, Pankiewicz Ewa i in.
Moja ocena: 5+/6


Za tę wspaniałą lekturę serdecznie dziękuję wydawcy!

Wszystkie części serii:

#1 Obca | #2 Uwięziona w bursztynie | #3 Podróżniczka
#4 Jesienne werble | #5 Ognisty krzyż | #6 Tchnienie śniegu i popiołu
#7 Kość z kości | #8 Spisane własną krwią

14 stycznia 2016

After all this time? Always.


Mój ulubiony, najlepszy z najlepszych, jedyny w swoim rodzaju. Zawsze mnie zachwycał, w każdej roli sprawdzał się doskonale, udowadniał, że aktorstwo jest prawdziwą sztuką. Kochani, smutną wiadomość nam zgotował ten dzień – zmarł Alan Rickman. Kiedy otrzymałam tę wiadomość, usiadłam i zapłakałam. Płakałam tak, jakbym straciła przyjaciela, kogoś bardzo bliskiego, choć nigdy przecież nie poznałam tego niezwykłego człowieka. Podziwiam jego filmową karierę i chętnie wracam do wielu produkcji, w których wziął udział. Ale najbardziej pokochałam go za rolę Severusa Snape'a. Dziś, kiedy świat usłyszał o jego śmierci, o przegranej walce z rakiem, ciężko mi zebrać myśli. Przecież tak niedawno, ledwo kilka dni temu, przygotowałam dla Was ranking najpiękniejszych filmowych głosów męskich – Alan otrzymał pierwsze miejsce. Zawsze był na pierwszym miejscu. ZAWSZE. I nadal będzie.

Przykro mi, że nie będzie mi dane go poznać, że nie zdobędę jego autografu, nigdy go nie uściskam i nie podziękuję za tak piękną kreację Profesora Snape'a i za wiele innych wspaniałych ról. 

Alan, byłeś i zawsze będziesz najlepszy!

Alan, you were the best! Thank you for everything!

Alan Rickman, brytyjski aktor, reżyser i scenarzysta, zmarł w wieku 69 lat.

13 stycznia 2016

"Uwięziona w bursztynie " Diana Gabaldon

„Jest rok 1968. Claire Randall powraca wraz z dorosłą córką Brianną do Szkocji. 

Tu pragnie wyznać prawdę równie zaskakującą, jak wydarzenia, które ją zrodziły: prawdę o starodawnym kręgu kamiennym... o miłości przekraczającej granice czasu... o szkockim wojowniku, Jamesie Fraserze...

Ale jest też rok 1745. Claire udaje się do Paryża, aby zapobiec skazanemu na klęskę powstaniu w Szkocji pod wodzą księcia Karola Stuarta. Chce ocalić córkę i mężczyznę, którego kocha...”


Minęło ponad pół roku od chwili, gdy zakończyłam przygodę z pierwszym tomem serii Diany Gabaldon. Obca wywołała we mnie skrajnie różne emocje – z jednej strony denerwowało mnie niemiłosierne rozwleczenie historii i nadmiar niezbyt wyszukanych scen erotycznych, z drugiej zaś książka totalnie mnie wciągnęła i siłą rzeczy oceniłam ją bardzo wysoko. Niedawno sięgnęłam po drugą część serii – Uwięzioną w bursztynie, która okazała się trochę słabsza od poprzedniczki, niemniej czytało się ją wyjątkowo dobrze! 

źródło
Opowieść zaczyna się bardzo tajemniczo – nagle znajdujemy się w 1968 roku, Claire ma dorosłą córkę i przebywa w „swoich czasach”. Jak to możliwe? Byłam tak zaskoczona tym początkiem, że aż sięgnęłam ponownie po Obcą, by rzucić okiem na zakończenie – może mi się coś przewidziało, może czegoś nie doczytałam? Nie, autorka celowo wprowadza czytelnika w konsternację, by powoli, strona po stronie wyjaśnić, dlaczego Claire ponownie znalazła się w XX wieku i co się stało z Jamesem. Brawo, zaskoczyła mnie! Co więcej, nawet mi się ten zabieg spodobał – czytelnik podczas lektury jest tak zaintrygowany, że nie ma szans odłożyć książki nawet na minutę. 

Narracja Uwięzionej w bursztynie biegnie dwutorowo – z punktu widzenia Claire oraz z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego. Historia opisana na kartach drugiego tomu jest dosyć obszerna i po raz kolejny przez głowę przemknęła mi myśl, że tę książkę można było napisać bardziej zwięźle, przecież 400 stron w zupełności by wystarczyło. Zdarzały się momenty nużące, pojawiło się trochę sztampowych scen erotycznych, ale w ostatecznym rozrachunku lektura mi się spodobała. Choć nie ukrywam, że motyw z powstaniem jakobickim niespecjalnie mnie zaciekawił. 

„Wspaniała zabawa… fantastyczne przygody… romans… seks… Idealna lektura, by oderwać się od rzeczywistości”!

 – San Francisco Chronicle

Zgadzam się, Uwięziona w bursztynie wciąga i pozwala zapomnieć o całym świecie. To ten rodzaj literatury, którą się uwielbia pomimo mankamentów. Tu ważne są przede wszystkim emocje, akcja i przygoda. Ponadto warto zauważyć, że autorka włożyła bardzo dużo pracy w przygotowanie całej serii i nie ukrywam, że mnie tym przekonała. W książce pojawia się sporo historii, a całość została ubrana w niezwykły, magiczny klimat. Plusem serii jest też lekkie pióro Diany Gabaldon – choć każda kolejna część jest coraz obszerniejsza, czyta się je wyjątkowo szybko. Zatem nie ma odwrotu – po trzecią część sagi, Podróżniczkę, muszę sięgnąć! Polecam!

Original: Dragonfly in Amber
Wydawca: Świat Książki
Data wydania: 21.04.2015
Ilość stron: 840
Przeł. Ewa Błaszczyk, Karolina Bober i in.
Moja ocena: 4/6



Za lekturę serdecznie dziękuję wydawnictwu Świat Książki!

Wszystkie części serii:
#1 Obca | #2 Uwięziona w bursztynie | #3 Podróżniczka | #4 Jesienne werble
#5 Ognisty krzyż#6 Tchnienie śniegu i popiołu | #7 Kość z kości
#8 Spisane własną krwią

11 stycznia 2016

CYKL: Niezrecenzowane, odcinek 8

Zapraszam Was na kolejny, ósmy już wpis w ramach mojego autorskiego cyklu. „Niezrecenzowane” to przemyślenia na temat książek lub filmów, których nie jestem w stanie zrecenzować w tradycyjny sposób. To luźne notki nie tylko o tych dziełach, na które szkoda strzępić języka (tudzież klawiatury), ale także o dziełach, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że nie umiem napisać na ich temat sensownej, pełnej recenzji. Mam nadzieję, że taka forma dzielenia się wrażeniami z lektury lub seansu filmowego przypadnie Wam do gustu ;)

Odcinek 8
Zimowy ślub
Sharon Owens

„Czarująca atmosfera ośnieżonego Londynu z odrobiną magii w powietrzu. Ona, Emily - urocza, utalentowana, z polotem. On, Dylan - przystojny, szlachetny i zawsze wie, jak się zachować. Para jak z bajki, brakuje tylko szczęśliwego happy endu, czyli wspaniałego ślubu. Jednak Emily nie potrafi zapomnieć o swoim poprzednim niedoszłym weselu, kiedy to jej narzeczony uciekł sprzed ołtarza. Czy da szczęściu drugą szansę i pozwoli, by złożona przysięga miłości ogrzała jej serce? Dobry nastrój gwarantowany.”


Nie ukrywam, że początek tej historii zapowiadał się świetnie. Książkę miałam w swoich zborach od kilku lat i w końcu zdecydowałam, że czas na przyjemną, zimową i bardzo romantyczną lekturę. Jednak im bardziej zagłębiałam się w opowieść, tym bardziej rosło moje rozdrażnienie. Kilka razy przyłapałam się na tym, że mam ochotę rzucić tą książką o ścianę. Historia jest tak strasznie przewidywalna i przesłodzona, że aż ciężkostrawna. Główna bohaterka – choć ma piękne imię – jest głupiutka, o jej nowym ukochanym nie wspominając. Jedynym plusem tej historii jest osadzenie akcji w pięknym mieście – Londynie.

źródło
Wiem, że autorka chciała stworzyć przyjemną, lekką lekturę o miłości, poszukiwaniu siebie i pogodzeniu się z przeszłością, ale wyszła z tego prosta historyjka o niczym. Dialogi są tragiczne, drętwe, czasami całkowicie bezsensowne, a zachowanie bohaterów wręcz infantylne. Brakuje jakichkolwiek głębszych przemyśleń, absurd goni absurd. Miało być romantycznie, zimowo i klimatycznie, a wyszło sztampowo i nudno. Najbardziej chyba jednak zawiodłam się na postaciach wykreowanych przez Sharon Owens – nawet najbardziej prosta historia mogłaby być ciekawa, gdybym polubiła bohaterów i przeżywała ich przygody. Szkoda, że Emily i Dylan okazali się nudni jak flaki z olejem. 

Niestety po raz kolejny piękna okładka skrywała fatalną historię. 

Nie polecam.

Original: A Winter's Wedding
Wydawca: Świat Książki
Data wydania: 2011
Ilość stron: 287
Przeł. Natalia Wiśniewsk

09 stycznia 2016

Książki, które muszę przeczytać w 2016 roku!

Na pewno każdy z Was ma książki, które od dawna zalegają na półkach i wypadałoby w końcu po nie sięgnąć, prawda? Niektórzy biorą udział w rozmaitych wyzwaniach czytelniczych, by choć trochę zmotywować się do czytania starych, odłożonych na później lub zapomnianych lektur. Ja się w wyzwania nie zamierzam bawić, ale to nie zmienia faktu, że zrobiłam sobie malutki rachunek sumienia i wybrałam 10 książek, które muszę, albo przynajmniej powinnam przeczytać w 2016 roku. Co znalazło się na liście?


Złodziejka książek – obiecuję sobie od lat, że przeczytam powieść Zusaka i jakoś nigdy mi nie po drodze. W tym roku to się musi zmienić!

Północ i Południe – to straszne, ale dostałam tę książkę do recenzji rok temu. Aż dziw, że mnie wydawca jeszcze nie spalił na stosie. Przeczytam, obiecuję!

Portret Damy – kilka lat temu dostałam tę książkę w prezencie i wciąż nie mogę się za nią zabrać. Ostatnio moja koleżanka z pracy pożyczyła ode mnie powieść Jamesa i była zachwycona – to chyba znak, że i ja muszę się zmobilizować ;)

Wielki Gatsby – muszę przeczytać, aby móc później obejrzeć film z Leonardem DiCaprio ;)

Ptaki ciernistych krzewów – w sumie przeczytałam już 1/3 tej książki i utknęłam. Lektura leży odłożona od kilku miesięcy i nie wiem, czemu nie jestem w stanie ruszyć dalej. W tym roku muszę doczytać tę powieść!

Metro 2034 – wszyscy cieszą się, że wyszło Metro 2035, a ja jakoś tak średnio w tych zachwytach biorę udział, bo nie znam jeszcze części drugiej. Czas nadrobić zaległości i móc sięgnąć w końcu po trzeci tom!

Motyl – dostałam w prezencie gwiazdkowym chyba dwa lub trzy lata temu i wciąż się za ten tytuł nie zabrałam. W tym roku sobie Motyla nie odpuszczę ;)

Nostalgia anioła – film widziałam i bardzo mnie poruszył, więc i książkę w końcu muszę poznać.

Wichrowe wzgórza – wstyd, że nie znam tej książki. Klasyka wśród klasyki, w końcu muszę poznać książkowego Heathcliffa! 

Harry Potter and the Philosopher’s Stone – to jedyna książka z tej listy w języku angielskim, którą obiecałam sobie, że przeczytam. Znam wersję po polsku, więc jest szansa, że podołam oryginałowi. I przy okazji podszkolę swój język.


* * *

W sumie mój stos książek do przeczytania zdominowała klasyka. To chyba dobra wiadomość, niektóre książki warto znać. Mam nadzieję, że napisanie tego posta mnie zmotywuje i sięgnę po wszystkie tytuły z listy. A jeśli nie, za rok ponownie pojawią się w zestawieniu :D 

A Wy co ze swoich domowych zbiorów planujecie przeczytać w 2016 roku? Może macie coś szczególnego do polecenia? :)

07 stycznia 2016

"Garść pierników, szczypta Miłości" Natalia Sońska

„Rozgrzej się herbatą z miodem… czujesz, jak pachną pomarańcze i goździki?

Hanna to nowoczesna kobieta, która poświęca wszystko budowaniu kariery. Zraniona przed laty, postanawia, że już nigdy więcej się nie zakocha. Miłość to dla niej staromodny przeżytek, a relacje z mężczyznami opiera na przelotnych romansach. Do czasu.

Wiktor to człowiek sukcesu, który szturmem wdziera się w życie Hanki. Kobieta wkrótce przekonuje się, że jest nie tylko przystojny i czarujący, ale także troskliwy i opiekuńczy. Kiedy Hanka ulega rodzinnej atmosferze przy wspólnym wypiekaniu pierników, coraz trudniej jej poprzestać na niezobowiązującej relacji.

Jakby tego było mało, popada w konflikt ze swoją przełożoną, której mąż jest jej dawnym ukochanym. Czy przeszłość stanie na drodze do szczęścia?

„Garść pierników, szczypta miłości” to doskonały przepis na zimową opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Spróbujesz?”


Spróbowałam. I jestem trochę zawiedziona. Pojawiło się tak wiele pozytywnych opinii o debiutanckiej książce Natalii Sońskiej, tyle koleżanek polecało mi tę powieść, że kiedy dostałam Garść pierników, szczyptę Miłości w prezencie gwiazdkowym, bardzo się ucieszyłam. Przecież uwielbiam romanse i komedie romantyczne, a w dodatku tak piękna okładka na pewno skrywa równie piękną historię, prawda? Możliwe, że z powodu tych wszystkich ochów i achów oczekiwałam od debiutu polskiej autorki stanowczo zbyt wiele. 

Garść pierników, szczypta Miłości to historia nowoczesnej, młodej kobiety, która poświęca się karierze i nie w głowie jej amory, bowiem dawno temu bardzo zawiodła się na ukochanym mężczyźnie. Kiedy więc pewnego dnia, w wyniku małej zamiany z koleżanką, poznaje aroganckiego i obłędnie przystojnego biznesmena, nie spodziewa się, że ta znajomość odmieni całe jej życie. Czy to nie brzmi znajomo? Ileż romansów zaczynało się w podobny sposób! Niestety w historii Hani pojawiają się pewne podobieństwa do… Pięćdziesięciu twarzy Greya. A później do Dziennika Bridget Jones. To zaczęło studzić mój entuzjazm. Pojawiło się również pewne słowo w odniesieniu do głównego bohatera, które działa na mnie jak płachta na byka –apodyktyczny”. Moja reakcja na amanta z resztą i bez tego byłaby co najmniej chłodna i sceptyczna, bowiem nie przekonała mnie jego osobowość. Gdyby Garść pierników było filmem, na pewno zostałoby określone jako ckliwa komedia romantyczna, przy której odbiorca ma możliwość przesłodzić się aż do porzygu. I nawet pewne dramatyczne wydarzenia nie były w stanie uratować wylewającego się ze wszystkich stron lukru.

Zgadzam się z opinią, że książka jest lekka, a pióro autorki dobre (choć przy niektórych momentach zastanawiałam się, czy aby na pewno powieść przeszła porządną redakcję). Przyznaję, Garść pierników czyta się szybko i przyjemnie, zatem książka spełniła swoje zadanie pod tym względem – jako umilacz na zimowe, długie wieczory jest odpowiednia. Otrzymujemy tu sporą dawkę słodyczy i dobrego samopoczucia, zapachów świąt Bożego Narodzenia, gwałtownej i porywczej miłości – a więc mamy wszystkie elementy potrzebne do stworzenia pięknej, romantycznej historii. Dlaczego więc wyszło tak słabo? Może z powodu tej przewidywalności i podobieństw do innych książek. Może z powodu niektórych zachowań bohaterów i momentami sztucznych dialogów. Może z powodu amanta, który działał mi na nerwy albo po prostu polskich realiów, które nigdy mnie w książkach nie pociągały. Chciałabym móc powiedzieć, że takim lekturom wybacza się niedociągnięcia, bo mają za zadanie wprowadzić nas w miły nastrój i sprawić, że poczujemy magię świąt. Niestety dla mnie to nie wszystko. Fajnie by było, gdyby wydarzenia miały w sobie choć trochę realizmu, a bohaterowie wywoływali we mnie odrobinę sympatii. Przykro mi, Garść pierników, szczypta Miłości mnie nie przekonała, ale uświadomiła mi jedną ważną rzecz, której się po sobie nie spodziewałam – jednak nie dla mnie takie przesłodzone historie. 

Original: Garść pierników, szczypta Miłości
Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 4.11.2015
Ilość stron: 364
Moja ocena: 3+/6

05 stycznia 2016

TOP 10: Najpiękniejsze filmowe głosy męskie

Jakiś czas temu podzieliłam się z Wami moją listą męskich przystojniaków z wielkiego ekranu (TU i TU). Dziś natomiast przygotowałam nową topkę, w której przedstawię Wam moje ulubione filmowe głosy męskie. Nie ukrywam, że wybór był naprawdę trudny. Chociaż pierwsze miejsce od dawna należy do tego jednego, jedynego aktora. Jesteście ciekawi, kto znalazł się na liście? 



Miejsce 10:
 Johnny Depp

Bardzo melodyjny, śpiewny głos. Lubię Deppa zwłaszcza w muzycznych kreacjach.

Miejsce 9:
 Geoffrey Rush

Uwielbiam go za rolę w Jak zostać królem – miło się go słucha.

Miejsce 8:
Wojciech Malajkat

Jedyny polski głos w tej topce – mój numer jeden wśród polskich aktorów. Ciepły, cudowny głos!

Miejsce 7:
 Javier Bardem

Troszkę nosowy, bardzo męski głos. Uwielbiam!

Miejsce 6:
Anthony Hopkins

Totalna magia! Bardzo charakterystyczny glos, idealny do snucia długich opowieści.

Miejsce 5:
 Tom Hiddleston

Nie mogło zabraknąć głosu Toma – uwielbiam jego akcent i barwę, cudo!

Miejsce 4:
 Gary Oldman

Uwielbiam słuchać jego kwestii we wszystkich możliwych filmach.

Miejsce 3:
Colin Firth

Najcudowniejszy z najcudowniejszych i w dodatku ten jego akcent – niesamowity!

Miejsce 2:
 Christopher Lee

Moc! Kiedy raz usłyszysz głos sir Christophera, już nigdy go nie zapomnisz!

Miejsce 1:
 Alan Rickman 

Wyobraźcie sobie nawigację samochodową z głosem Alana. Dla mnie to najpiękniejszy głos w historii kina, nie da się go pomylić z żadnym innym. Wyszłabym za mąż za Alana, aby jego głos budził mnie co rano. KOCHAM! <3

Z resztą sami posłuchajcie:





I jeszcze w wersji śpiewającej razem z Deppem:

* * *

Ojej, czy mi się wydaje, czy ja lubię takie „dziadkowe” głosy? :D I w dodatku moją listę zdominowali Brytyjczycy, fajnie! A jakie są Wasze ulubione, męskie, filmowe głosy? 

PS Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony filmweb.pl

01 stycznia 2016

Noworoczne zapowiedzi książkowe

Kochani, rozpoczął się nowy, 2016 rok, zatem czas na szybki przegląd zapowiedzi książkowych na co warto zwrócić uwagę w najbliższych tygodniach? Oto moje propozycje :)

Premiera: 13 stycznia 2016 
Tu i teraz
Ann Brashares
GW Foksal/YA!

Jest 2014 rok. Cztery lata temu szesnastoletnia dziś Prenna James wyemigrowała do Nowego Jorku, w którym nadal czuje się obco. Problem polega na tym, że dziewczyna nie przybyła z innego kraju – przybyła z przyszłości, w której ludzkość została zdziesiątkowana z powodu roznoszonej przez komary zarazy, a świat, który znamy, legł w gruzach. Ucieczka w przeszłość była jedyną szansą ocalenia dla tych, którzy przeżyli. Wszyscy muszą absolutnie podporządkować się dobru społeczności i ściśle przestrzegać reguł. Nawiązywanie bliskich relacji z „tubylcami” jest zakazane. Tylko co zrobić, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny chłopak, Ethan Jarves?

Dzieli ich kilkadziesiąt lat, łączy uczucie. We dwoje są zdolni odmienić bieg historii. Ale czy będą w stanie to zrobić?

Premiera: 13 stycznia 2016 
Wilki Lokiego
K.L. Armstrong, M.A. Marr
GW Foksal/Wilga

Fantastyczna podróż w świat mitologii.

Historia rozpoczyna się w Blackwell w Południowej Dakocie, gdzie wszyscy mają coś wspólnego z bohaterami podań wikingów. Każdy z mieszkańców jest bezpośrednio spokrewniony z Thorem lub Lokim.

Przed nastolatkiem Mattem Thorsenem świat mitologii nordyckiej nie ma żadnych tajemnic. Posiada ogromną wiedzę o sagach, bóstwach i pobocznych postaciach z legend. Podobnie jak jego dwaj najlepsi przyjaciele z tej samej klasy, Fen i Laurie, doskonale zna podanie o Ragnarök – zmierzchu bogów, podczas którego stoczona zostanie walka pomiędzy bogami i olbrzymami, dowodzonymi przez podstępnego Lokiego. Tylko bogowie mogą powstrzymać koniec świata i uchronić Ziemię przed zniszczeniem.

Pewnego dnia, czytając tajemnicze runy, chłopcy odkrywają, że Ragnarök się zbliża. Bez względu na to, jak nieprawdopodobne się to wydaje, legenda spełnia się na ich oczach. W dodatku to właśnie oni będą musieli stoczyć walkę o losy świata. Mimo że nie wiedzą, jaki finał ich czeka, będzie to bez wątpienia największa przygoda ich życia…

Premiera: 13 stycznia 2016 
Złe dziewczyny nie umierają
Katie Alender
Feeria Young

Alexis ucieka w fotografowanie i trzyma się na uboczu, jak niejedna nastolatka. Nie każdy jest urodzoną cheerleaderką. Zresztą jak się żyje z takimi rodzicami, nie ma w tym nic dziwnego. Młodsza siostra Alexis, trzynastoletnia Kasey, też jest specyficzna, z tym swoim zbzikowaniem na punkcie starych lalek. W sumie życie Alexis, choć trochę wyobcowane, nie odbiega od normy. Tak się przynajmniej wydaje…

Nagle sprawy wymykają się spod kontroli. Staje się jasne, że złowróżbne sygnały to był dopiero przedsmak prawdziwej grozy. Kasey zaczyna się zachowywać jeszcze bardziej niepokojąco niż wcześniej: jej błękitne oczy skrzą czasem zielonym blaskiem, pamięć odmawia jej posłuszeństwa, a słowa… słowa, które wypowiada, są żywcem wyjęte z dawnych epok. Kasey z radosnej kolekcjonerki lalek zmienia się w uosobienie zła. Dziwne rzeczy dzieją się też w domu. Drzwi otwierają się i zamykają, pchane niewidzialną ręką, woda sama się gotuje, klimatyzacja, choć wyłączona, przepełnia całe wnętrze chłodem.

Początkowo Alexis bierze te sytuacje za urojenia, ale wkrótce zdaje sobie sprawę, że wszystko dzieje się naprawdę i tylko ona może podjąć walkę z czającym się zagrożeniem i ratować siostrę. Tylko czy zielonooka potworna dziewczynka to wciąż ta sama osoba co wcześniej?

Premiera: 13 stycznia 2016 
Spróbujmy od nowa
Penny Jordan
Harper Collins

Olivia i Caspar na pozór mają wszystko. Połączyła ich prawdziwa miłość, wychowują dwie córki, realizują się zawodowo. Są jednak nieszczęśliwi. Olivia, nie mogąc poradzić sobie z tragicznymi wspomnieniami z dzieciństwa, przeżywa głęboki kryzys i niszczy swoje małżeństwo. Teraz jeszcze trudniej jej pogodzić opiekę nad dziećmi z pracą w znanej kancelarii prawniczej Crightonów. Jednak jest ktoś, kto czeka, by pozwoliła sobie pomóc…


Premiera: 20 stycznia 2016
Awaria małżeńska
Natasza Socha, Magdalena Witkiewicz
Filia

Komedia o dwóch słomianych wdowcach. A może jednak tragedia?
Czasem wystarczy potrącić kota, by życie małżeńskie stanęło na głowie.
Jak wygląda dom bez żon? Pewnego dnia Mateusz i Sebastian, dwaj obcy faceci, stają się sobie bliscy niczym syjamskie bliźnięta, złączone wspólnym losem samotnych ojców. Tylko czy dadzą radę sprostać wyzwaniom?

Ta błyskotliwa, współczesna „komedia małżeńska”, napisana z dużym poczuciem humoru nie tylko demaskuje problemy zapracowanych i zabieganych polskich rodzin, ale też uczy jak bardzo ważna jest w życiu tolerancja, kompromis i codzienna porcja miłości.

Premiera: 20 stycznia 2016 
Na imię jej Rose
Christine Breen
Świat Książki

Ciepła, wzruszająca opowieść o tym, co może się zdarzyć, gdy życie przestaje się toczyć zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Ludzie uważali Iris Bowen za piękność. Miała burzę rudych włosów, wysokie kości policzkowe, poruszała się jak tancerka. Ale to było dawno. 

Teraz Iris, ogrodniczka i matka adoptowanej Rose, w wiejskim domu na zachodzie Irlandii stara się prowadzić w miarę normalne życie po śmierci męża. Uwiera ją jednak obietnica dana mężowi przed jego śmiercią; obietnica, której nie zamierza spełnić. Tak jest do dnia, w którym odbiera telefon od swojej lekarki. 

Po tej rozmowie niespełnione przyrzeczenie Iris, że odnajdzie biologiczną matkę Rose, żeby dziewczyna miała rodzinę, gdyby z nią stało się coś złego, zaczyna ją wręcz prześladować. Wiedziona impulsem, z jedynym dowodem – kopertą sprzed dwudziestu lat – udaje się w podróż śladami przeszłości, która zawiedzie ją do Bostonu i przyniesie zaskakujący rozwój sytuacji nie tylko jej, ale i Rose, przyjaciołom, a nawet zupełnie nieznanym ludziom.


Premiera: 22 stycznia 2016
Czasomierze 
David Mitchell 
Mag

W pewien upalny dzień w 1984 roku piętnastoletnia Holly Sykes ucieka z domu i spotyka starszą panią, która proponuje jej kubek herbaty w zamian za „schronienie”. Minie kilkadziesiąt lat, zanim Holly zrozumie, o jakie schronienie prosiła nieznajoma…

"Czasomierze" to opowieść o meandrach losów Holly, od lat dorastania w Gravesend, na których piętno odciska rodzinna tragedia, po późną starość w Irlandii, w domu nad brzegiem oceanu, kiedy w całej Europie kończą się zasoby ropy naftowej. Życie Holly jest niby całkiem zwyczajne, a jednak naznaczone przebłyskami z przyszłości, odwiedzinami ludzi pojawiających się znikąd i chwilami, w których rozregulowują się prawa rządzące rzeczywistością. Holly Sykes - córka, siostra, matka i opiekunka - ma bowiem do odegrania rolę w wojnie toczonej na śmierć i życie za kulisami naszego świata. Być może Holly okaże się ostateczną bronią, która zadecyduje o losach tego wielkiego starcia.

Thriller metafizyczny, refleksja nad śmiertelnością i kronika naszych konsumpcjonistycznych czasów - "Czasomierze"to panoramiczna, pełna błyskotliwych pomysłów powieść autorstwa Davida Mitchella, któremu niezwykła wyobraźnia pisarska przyniosła sławę jednego z najciekawszych twórców pokolenia. "Czasomierze" to literatura, która was zaczaruje i głęboko zapadnie w pamięć.

Premiera: 3 lutego 2016
Nick i Norah. Playlista dla dwojga
Rachel Cohn, David Levithan
Bukowy Las

„Wiem, że to dziwne pytanie, ale czy miałabyś coś przeciwko udawaniu mojej dziewczyny przez następnych pięć minut?”

Nick jest bywalcem nowojorskiej sceny rockowej – muzyką próbuje uleczyć złamane serce. Norah także przeżyła zawód miłosny. Pozornie tych dwoje nie łączy nic poza gustem muzycznym, jednak ich przypadkowe spotkanie kończy się szaloną pierwszą randką, która ma szansę zmienić życie obojga…
Nick i Norah to rozpisany na dwa młode głosy rockandrollowy romans. Seksowna, zabawna, ale i wzruszająca opowieść, której bohaterowie próbują zapomnieć o swoich miłosnych zawodach, chcą dowiedzieć się, kim właściwie są, ale przede wszystkim… chcą trafić na występ ukochanego zespołu. Dokąd zaprowadzi ich ta pełna przygód i dobrej muzyki noc?

Premiera: 3 lutego 2016
Szaleństwo
Susan Vaught
GW Foksal/YA!

Never w stanie Kentucky nie jest zwykłym miasteczkiem…


To miejsce, w który martwi i żywi nie mogą zaznać spokoju. Forest, 18-letnia dziewczyna zatrudniona na cmentarzu przy szpitalu Lincolna wie o tym aż za dobrze. Szpital psychiatryczny Lincolna świetnie nadaje się do tego, żeby dorobić na studia. Ale są jeszcze setki niezbyt stabilnych pacjentów, kilometry podziemnych tuneli, dzwony na wieży, które rozbrzmiewają niespodziewanie i pewna szafa, która skrywa coś więcej niż podarowane ubrania…

Kiedy pewnej nocy martwy małżonek jednej z pacjentek pojawia się przed oczami Forest, dziewczyna zupełnie traci poczucie rzeczywistości i czasu. W tej historii odegra kluczową rolę, a przy okazji odkryje dziedzictwo, jakiego się nie podziewała.

Premiera: 2 marca 2016
Cała prawda
Dan Gemeinhart
Bukowy Las

Niezwykła opowieść o wielkich pytaniach, ważnych chwilach i niesamowitej wyprawie

Mark jest zupełnie zwykłym chłopcem – ma najlepszą przyjaciółkę o imieniu Jessie, ukochanego pieska, lubi robić zdjęcia oraz pisać haiku, a także marzy o tym, by kiedyś wspiąć się na pewną górę.
Jednak pod jednym bardzo ważnym względem Mark różni się od swoich rówieśników. Jest poważnie chory, na tyle poważnie, że połowę życia spędza w szpitalach, poddawany różnym terapiom. Mimo to nikt nie potrafi powiedzieć, czy chłopak ma szanse na wyzdrowienie.
Zmęczony tym wszystkim Mark postanawia spełnić swoje marzenie, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Zabiera tylko aparat fotograficzny oraz zeszyt, w którym zapisuje haiku, i opuszcza dom, aby z psem u boku zdobyć szczyt góry Rainier.

Bo nigdy nie jest za późno na przygodę życia.

* * * 

No i jak? Znaleźliście coś dla siebie? Ja mam w planie rzucić okiem na powieść Ann Brashares (jej książka Nigdy i na zawsze bardzo mi się spodobała!) oraz na książkę duetu Levithan + Cohn. No i nowy tytuł z serii Leniwa Niedziela zapowiada się wyśmienicie :) Początek roku powinien być więc bardzo przyjemny dla książkoholików :)